Katedra w Barcelonie
Ildefonso Falcones
Albatros 2008
Dawno, dawno temu – brzmi to jak początek baśni! – kiedy to jeszcze nie znano blogów, google, gadu-gadu i innych komputerowych uciech dorosłych i dziatwy, ba, nawet komputer mógł być czymś znanym jedynie wąskiemu gronu specjalistów-elektroników, dzieci, a przede wszystkim dziewczęta, posiadały pamiętniki. Ku wiecznej pamięci wpisywali się tam nauczyciele, koledzy z klasy, czasem nawet udawało się zdobyć kilka słów własnoręcznie wpisanych przez kogoś popularnego w tych czasach. Istniała cała przebogata skarbnica odpowiednich wierszyków, i często były to rymowane przestrogi przed zasadzkami, jakie szykuje życie. I tak na przykład w pamiętnikach dziewcząt mogło się pojawić takie oto ostrzeżenie: „Nigdy, ach nigdy nie wierz mężczyźnie, bo to cukierek maczany w truciźnie”, no, mocne słowa, a dalej następował przerażający opis męskiej przewrotności. Dzisiaj do pamiętnika, gdyby ktoś jeszcze hołdował tej staroświeckiej modzie, można by wpisywać trawestację tego wierszyka, brzmiałaby ona jakoś tak: „Nigdy, ach nigdy nie wierz reklamie, bo ona sprytnie ciebie okłamie”, i dalej też pewnie mnożyłyby się przykłady zarzucanych jej szalbierstw. Ma ona rodowód prastary, może i jeszcze w czasach kamiennych toporów zachęcano do nabycia polędwicy z tego lepszego, młodszego mamuta. Dzisiejsza reklama jest kusicielką nader piękną, to czarodziejka, posiada zasobny arsenał różnych sztuczek, mądrości, działa sugestywnie. I wszyscy o tym wiemy, przyzwyczajono nas do tego już od dawna. Ale kiedy przyglądam się sobie i bardzo wielu swoim znajomym, dostrzegam naiwność polegającą na tym, że jakimś cudem pozostała w nas ufna wiara, iż owe hocki-klocki reklamy nie mogą się pojawić na rynku, jak święcie wierzyliśmy, wielce nobliwym – rynku wydawniczym. Warto więc niekiedy uważniej postudiować sobie zachęty edytorów, istne peany ku czci autora, by umieć odróżnić prawdę od przesady, a czasem kunsztownego zmyślenia, a już przede wszystkim trzeba wbić sobie do naiwnej łepetyny, że informacja o czołowej lokacie na listach bestsellerów nie jest gwarancją wielkiej wartości książki, jej niezwykłych walorów, nie, to jedynie wiadomość o tym, jak się sprzedaje.A to, jak wiadomo, zależy właśnie od reklamy, a więc dobrze pomyślanej promocji, a nie głosu znawców literatury. Muszę nie bez wstydu przyznać się Państwu, że i ja kilkakrotnie nieźle się nabrałam, dziwiąc się potem niepomiernie, bo coś tam miało być, jak sądziłam, arcydziełem, a było w istocie pospolitym efekciarstwem, czymś dość marnym. I podobnie zdarzyło się i w tym wypadku – złapałam się na następującą przynętę, cytuję słowa wydawcy, „Najpopularniejsza obok Cienia wiatru powieść hiszpańska ostatnich lat, numer jeden na liście bestsellerów…”, i dalej zwroty „w magicznej scenerii średniowiecznej Barcelony”, „fascynująca panorama średniowiecza” i temu podobne. A ponieważ Cień wiatru to powieść pełna wdzięku, śliczna zabawa konwencjami, a przy tym nieomal dytyramb sławiący rozkosze i pożytki czytania, jakoś sobie, nieszczęsna, wyobraziłam, że zachwalana Katedra w Barcelonie Ildefonso Falconesa dostarczy tyle samo przyjemności i także zachwyci. Książka ukazała się w tym roku, w wydawnictwie Albatros. Jak informuje edytor, autor, z zawodu adwokat specjalizujący się w prawie cywilnym, poświęcił całych 5 lat na obszerne studia nad historią średniowiecza w Katalonii. Książka przekonuje, że uczniem był pilnym i pojętnym. Ale to przecież za mało! Odnosi się wrażenie, że świeżo upieczony pisarz, bo Katedra to jego debiut literacki, postanowił wykorzystać wszystkie swoje wiadomości na temat prawa obowiązującego w tych czasach, uwydatnić jego okrucieństwo i społeczną niesprawiedliwość (klasowy charakter – jak powiedziałoby się w czasach minionych) poprzez stworzenie opowieści ilustrującej działanie owych prawnych mechanizmów, co nie jest pomysłem najlepszym. Trudno jednak odmówić książce atrakcyjności – bo któż nie lubi czytać o gorących namiętnościach, demonicznych spiskach, zdradach, radosnych i – ponurych niespodziankach Losu. Trochę więc to romans, trochę powieść historyczna o wartkiej akcji i wątkach przygodowych. Bezsprzeczną zaletą tej powieści, czymś, co wielce dodaje jej blasku, jest to, że jej najważniejszym bohaterem jest miasto, średniowieczna Barcelona, jej codzienność, nastroje, świetność i klęski. A już naprawdę najlepsza tu, do zapamiętania na długo, jest iście wzruszająca historia wznoszenia przez prosty lud, i dla prostego ludu, kościoła Santa Maria de la Mar, do dziś jednej z najpiękniejszych świątyń na świecie.
Felieton z 15 X 2007